Najnowsze wpisy


I. Od tego wszystko się zaczęło...
02 grudnia 2018, 15:55

   Jagoda postanowiła wieczorem zrobić niespodziankę swojemu chłopakowi i wybrać się do niego. Dzieliła ich mała odległość, ale żeby przejść od siebie do niego, musiała przejść koło bloków. Niestety kryjących wiele ciemnych zakamarków i różnego rodzaju osoby. "Super, że w mojej głowie przebiega milion sposobów na padnięcie trupem - dzięki mózgu!" - powiedziała w duchu. W jej głowie roiło się od nieprawdopodobnych scenariuszy. W pewnej chwili nawet machnęła nad głową rękoma, jakby to miało pomóc odpędzić złe myśli i strach jej towarzyszący. "Myśl o Maćku, myśl o Maćku, już niedługo padniesz w jego ramiona" powtarzała jak mantrę. Noc była ciepła a wietrzyk lekko muskał ciało Jagody. Piękna, letnia noc, kiedy tęsknota za ukochanym wzięła górę nad rozsądkiem i postanowiła zaprowadzić ją do niego. Uśmiechnęła się na samą myśl o Maćku. Zamknęła na sekundę oczy, by móc delektować się chwilą i ruszyła dalej. Wystraszyła się, gdy z dziedzińca wyszedł dwumetrowy młodzieniec o zgrabnej figurze przypakowanego Apolla, z figlarnym uśmiechem i jeszcze piękniejszym psem. "Śliczny biały puszek" - jak zwykle dusza psiary dała o sobie znak. Po czym znowu ruszyła przed siebie, mając już na horyzoncie blok Maćka. Mieszkał on w dziesięciopiętrowym wieżowcu, z którego widok rozpościerał się na większość dzielnicy. Lubiła się przyglądać miastu z takiej wysokości. Szła nie oglądając się za siebie. Może to był właśnie ten błąd? Uśmiechała się sama do siebie, była szczęśliwa. Nie zauważyła, że za nią podążają dwie postacie. Za bardzo była pochłonięta marzeniami, by wiedzieć, co się dzieje za jej plecami. Była już tak blisko. Wystarczyło przejść parę metrów chodnikiem i wejść do klatki. Niestety... okazało się, że ten dzień, a raczej noc zapamięta na długo. Zbliżając się do ulicy, jedna z postaci śledzących Jagodę zbliżyła się na niebezpieczną odległość. Jagoda wtedy wyczuła obecność innej osoby. Odwróciła się w prawo i... doznała szoku. Koło niej stał bezdomny. Tylko, że nie był to bezdomny, który został pokrzywdzony przez los i znalazł się na ulicy. Był to bezdomny z wyboru, mężczyzna z zaburzeniami psychicznymi, o którym krążyły legendy. Jagoda stanęła jak wryta. Blada jak ściana, z przerażenia nie mogła zrobić żadnego kroku, który mógłby być początkiem ucieczki. 

         - Czemu jesteś szczęśliwa? Czemu się uśmiechasz? - zapytał z obłędem w oczach.
         - Ja? Jest piękna, lipcowa noc, dlatego - odpowiedziała drżącym głosem. 

Ta odpowiedź chyba nie spodobała się bezdomnemu. Złapał Jagodę za rękę i zaczął zadawać kolejne pytania. Całość sytuacji obserwowała jeszcze jedna osoba. 

         - Czy może mnie Pan puścić? Bardzo mnie boli ten Pana uścisk. Trenował Pan coś? 
         - Trenować? Nie, ja się do tego nie nadaję. Nadaje się do wyższych celów. Puścić Cię? O nie, nie zrobię tego. Jesteś zdana teraz na moją łaskę. 

Po usłyszeniu tych słów Jagoda zaczęła płakać. Nie miała pojęcia, co się z nią teraz stanie. Co on z nią zamierza zrobić? Nawet nie chciała o tym myśleć. 

         - Wie Pan, nie czuje się z tym dość komfortowo. Czy mogłabym już, proszę, pójść do domu?
         - Pójść możemy, ale na pewno nie do Twojego domu... już nie wrócisz tam. 

Jagody twarz była bledsza od ściany. Nie wiedziała, co ma robić. Płakała. 

         - Czemu Pan mi to robi? Przecież ja Panu niczego nie zrobiłam. 
         - Będzie to kara dla Ciebie i dla innych, żeby wiedzieli, że nie należy lekceważyć takie osoby jak ja. 

Kiedy bardziej zaczął szarpać Jagodę, która jeszcze bardziej zaczęła płakać i się wyrywać, druga postać dała o sobie znać. Był to ten sam chłopak, którego mijała z psem. 

         - Ej ty Lumpie!! Zostaw dziewczynę! 
         - Spierdalaj! Ona jest moja!! Tylko moja. Znajdź sobie inną. 
         - Zostaw ją! Co ona jest Ci winna? Przecież nawet nie wie, kim jesteś! A ja wiem i dlatego policja już jedzie!

Na te słowa jakby oprzytomniał. Jagoda dostrzegła w tym szansę dla siebie i zaczęła się wyrywać, lecz bezdomny dość mocno ją trzymał. Zdołała się wyrwać, kiedy chłopak zaczął iść w ich kierunku. Skupił się na nim i trochę popuścił uścisk. Kiedy zauważył, że się wyrwała, zaczął biec za nią, lecz na jego drodze wyrósł Apollo. Sprzedał mu prawego sierpowego, co szybko unieszkodliwiło bezdomnego. Bezdomny przestraszył się chłopaka tak, że aż zemdlał. Jagoda nie odeszła daleko. Przyglądała się całej sytuacji z niedowierzaniem. Chłopak, którego oceniła jako typowego dresa z super psem, okazał się być jej Wybawicielem. Jak bardzo się pomyliła. 

         - Dz.. dziękuję! - wycedziła przerażona.
         - Nic Ci nie jest? 
         - Trochę ręka mnie boli, ale wszystko w porządku.
         - Masz szczęście, że z Luną wyszedłem na spacer. Chyba miała jakieś przeczucie, bo sama zaczęła iść w tym kierunku. 
         - Nawet nie wiesz, jak bardzo Wam jestem wdzięczna! Jak masz na imię? 
         - Daniel. Nie ma za co... Cieszę się, że wreszcie z tym typkiem policja zrobi porządek. Mam nadzieję, że złożysz zeznania?
         - Tak, oczywiście. Jak tylko przyjadą. 

W tym momencie słychać zbliżające się do nich syreny radiowozu. Bezdomny leży na ziemi ale odzyskuje już powoli przytomność. Jagoda trochę się uspokoiła. Kiedy pytali ich policjanci, co się stało, została trochę zaskoczona przez Daniela. 

         - Kto go tak załatwił? - zapytał jeden z policjantów. 
         - No jak to kto? - zdziwił się Daniel - Broniła się dziewczyna, w końcu ją zaatakował. Kiedy zobaczyłem, jak ją zaczął obłapiać, zadzwoniłem po Was. 
            Krzyknąłem a wtedy ona, wybacz, nie znam Twojego imienia, powaliła go szybko na ziemię. Ale masz krzepę dziewczyno!
         - Tak było Pani...? 
         - Jagoda. Mam na imię Jagoda. Tak, tak było. Ja się tylko broniłam... Adrenalina zadziałała. 
         - Właśnie widać, ale niech się Pani nie martwi. Była to obrona konieczna, zwłaszcza po tym, co Pani powiedział. Zaraz opatrzę go, żeby mu się tak krew z             nosa nie lała i przewieziemy go na komisariat. Pani może do nas się udać rano. 
         - Dziękuję bardzo. Czy mam się wstawić o konkretnej godzinie? 
         - Nie, niech Pani sobie odpocznie i przyjdzie, kiedy opadną emocje. Wezwę dla pani karetkę. 
         - Dla mnie? Przecież mi nic nie jest. 
         - Niech Pani spojrzy na swoją rękę. Od kiedy z Panią rozmawiam, ona stale puchnie. Poza tym mogło się Pani coś stać a i tak pasowałoby zrobić obdukcję. 
            Czy ma Pani kogoś, kto się Panią zajmie? 
         - Ja z nią pojadę. Tylko muszę Lunę do domu zaprowadzić, bo jest tam dalej, przy sklepie - powiedział z uśmiechem Daniel. 
         - Naprawdę? Nie wiem, jak Ci się za to wszystko odwdzięczę?
         - No nie wypłacisz się do końca życia, mała - odparł z rozbrajającym uśmiechem, po czym odszedł. 

Jagoda została na parę minut tylko z policjantami, czekając na Daniela i karetkę. Wszystko się tak szybko działo, że zapomniała nawet zadzwonić do Maćka i powiedzieć, co się stało.